Dzisiejszą recenzję zaczniemy nieco długim, ale jakże pięknym cytatem. Bo co lepszego może nas spotkać w życiu od przyjaciela na dobre i złe, który zawsze będzie przy nas, niezależnie od tego, co mu powiemy, czy nawet zrobimy?
„Był sobie pies” zdecydowanie należy do książek, przy których uroniłam nie jedną łzę, bez znaczenia, czy czytałam ją po raz pierwszy, drugi, czy oglądałam ekranizację. Autor przedstawił nam życie oczami psa, który nie zawsze miał lekko, ale mimo wszystko nigdy się nie poddał i dążył do spełnienia swojego sensu życia, dobro innych stawiając ponad własnym.
Bardzo podoba mi się pomysł spojrzenia oczami psa na świat ludzki, zamiast ukazywania naszych odczuć wobec świata zwierząt. Pies, zanim osiągnął ostateczne spełnienie, był kilkoma czworonogami, różniącymi się od siebie nie tylko wyglądem, ale też sytuacją, w jakiej postawiło je życie. Bez względu na to, czy nasz bohater był Tobym, Baileyem, Ellie, czy też Kumplem, każde wcielenie go czegoś uczyło, pozwalając w następnym nie popełniać tych samych błędów, lub po prostu dając mu cenną lekcję, którą mógł wykorzystać podczas następnego psiego życia.
Przyznam szczerze, że gdy zaczynałam czytać, książka niezbyt mi się podobała. Chyba zawsze początki są najgorsze. Postanowiłam jednak dać jej szansę i się nie zawiodłam. Życie Toby'ego było zdecydowanie etapem, przez który było mi ciężko przebrnąć. Jednak nie tylko mi, sam szczeniak nie miał lekko, przychodząc na świat w norce zdziczałej suczki. Piękne chwile beztroski szybko minęły, gdy zabrano go do niestety przepełnionego schroniska, gdzie życie za kratami wygląda całkiem inaczej niż na wolności.
Z każdą kolejną stroną, gdy psiak przeżywał coraz więcej, książka sama się czytała w coraz szybszym tempie. Bez reszty pochłonęła mnie ciekawość i troska, gdy tylko spotkały go jakieś przeciwności losu.
Jednakże nie martwcie się, Bailey w końcu znalazł kochającą rodzinę, a razem z nią to, czego tak bardzo pragnął - sens swojego pieskiego życia. Chłopiec był jego całym światem i od chwili, gdy go zobaczył wiedział, że to prawdziwa miłość. Taka na całe życie, na dobre i złe. Był w stanie zrobić wszystko dla swojego chłopca, nieważne czy był Baileyem, czy innym czworonogiem. Zawsze myślami wracał do niego z cichą nadzieją, że go jeszcze zobaczy.
„Był sobie pies” to cztery psie historie połączone kolejnymi wcieleniami psa, który odradza się, by spełnić swoją misję, swój cel życia. Za każdym razem jest o wiele lepszym, mądrzejszym psiakiem, jednak czasem nawet on sam traci głowę zastanawiając się, co tak naprawdę jest jego celem, skoro wciąż wraca na ziemię. Może życie u boku chłopca i uszczęśliwianie go to nie jego misja? A może zabawa w „szukaj” i ratowanie ludzi nią jest? Czy może jednak jego pieskie życie ma całkiem inny sens, który nie jest tak prosty, jak mógłby się nam wydawać?
×
Do zdjęcia pozowała moja kochana psinka, która jest ze mną już dobre dziesięć lat. Powiem wam, że nigdy nie lubiła zdjęć, ale chyba w końcu przekonały ją moje usilne prośby i wyjaśnienia, przez co posiedziała przez chwilkę grzecznie. :D
Bardzo podoba mi się pomysł spojrzenia oczami psa na świat ludzki, zamiast ukazywania naszych odczuć wobec świata zwierząt. Pies, zanim osiągnął ostateczne spełnienie, był kilkoma czworonogami, różniącymi się od siebie nie tylko wyglądem, ale też sytuacją, w jakiej postawiło je życie. Bez względu na to, czy nasz bohater był Tobym, Baileyem, Ellie, czy też Kumplem, każde wcielenie go czegoś uczyło, pozwalając w następnym nie popełniać tych samych błędów, lub po prostu dając mu cenną lekcję, którą mógł wykorzystać podczas następnego psiego życia.

Z każdą kolejną stroną, gdy psiak przeżywał coraz więcej, książka sama się czytała w coraz szybszym tempie. Bez reszty pochłonęła mnie ciekawość i troska, gdy tylko spotkały go jakieś przeciwności losu.
Jednakże nie martwcie się, Bailey w końcu znalazł kochającą rodzinę, a razem z nią to, czego tak bardzo pragnął - sens swojego pieskiego życia. Chłopiec był jego całym światem i od chwili, gdy go zobaczył wiedział, że to prawdziwa miłość. Taka na całe życie, na dobre i złe. Był w stanie zrobić wszystko dla swojego chłopca, nieważne czy był Baileyem, czy innym czworonogiem. Zawsze myślami wracał do niego z cichą nadzieją, że go jeszcze zobaczy.
„Był sobie pies” to cztery psie historie połączone kolejnymi wcieleniami psa, który odradza się, by spełnić swoją misję, swój cel życia. Za każdym razem jest o wiele lepszym, mądrzejszym psiakiem, jednak czasem nawet on sam traci głowę zastanawiając się, co tak naprawdę jest jego celem, skoro wciąż wraca na ziemię. Może życie u boku chłopca i uszczęśliwianie go to nie jego misja? A może zabawa w „szukaj” i ratowanie ludzi nią jest? Czy może jednak jego pieskie życie ma całkiem inny sens, który nie jest tak prosty, jak mógłby się nam wydawać?
×
Do zdjęcia pozowała moja kochana psinka, która jest ze mną już dobre dziesięć lat. Powiem wam, że nigdy nie lubiła zdjęć, ale chyba w końcu przekonały ją moje usilne prośby i wyjaśnienia, przez co posiedziała przez chwilkę grzecznie. :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz