„Koty nie mają imion (...). Wy, ludzie, macie imiona. To dlatego, że nie wiecie, kim jesteście. My wiemy, kim jesteśmy, więc nie potrzebujemy imion.”
Zbierałam się już jakiś czas do napisania tej recenzji, ale lenistwo (głównie seriale) ciągle zwyciężało. W każdym razie, skończyłam już oglądać serial, więc wzięłam się za nadrabianie zaległości, w tym napisanie recenzji tej cudownej książki. 😍
„Koralina” Neila Gaimana zdecydowanie należy do książek, do których będę wracać z wielką przyjemnością. Opowiada o młodej dziewczynce, tytułowej Koralinie, często błędnie nazywanej Karoliną. Razem z rodzicami wprowadza się do nowego domu, którego kupili jedynie część. Poznaje niezwykłych i szalonych sąsiadów - potrafiące wróżyć byłe aktorki mieszkające na parterze oraz zamieszkującego poddasze staruszka zajmującego się tresurą mysiego cyrku. Dziewczynka uwielbia wyprawy badawcze, podczas jednej z nich odkrywa tajemnicze drzwi w salonie, które jak się później okazuje, nie są zwyczajnymi drzwiami chowającymi jedynie mur z czerwonych cegieł. To one, a raczej to, co kryją, są prowodyrem wydarzeń, które mają nadejść i wystawić dziewczynkę na niebezpieczną próbę.